Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tigris z miasta Wuppertal i Ruda Śląska. Mam przejechane od 2004 roku 86381.16 kilometrów w tym 2790.40 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.52 km/h (czym się wcale nie chwalę). Jeżdzę turystycznie, rekreacyjnie oraz sportowo.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tigris.bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
92.00 km 0.00 km teren
02:30 h 36.80 km/h
Suma podjazdów: Hm
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Corratec

Race am Rhein - meine letzte Radrennen des Jahres

Niedziela, 18 września 2016 · dodano: 20.10.2016 | Komentarze 0

- Mój ostatni wyścig i wyjazd rowerowy roku 2016

Wyścig na przyszłorocznej trasie Tour de France.

Zakończony ze złamaną ręką ...-...-...-

-
Może jednak nie miałem jechać na ten wyścig ?
W nocy źle spałem, rano czułem się źle, podgorączkowany, niewyspany.
O 8:27 miałem ciśnienie 156/88 - tętno 54, a o 10:55 przed wyjazdem z domu - ciśnienie 175/88 - tętno 58.
W rozterce i bez przekonania dość chaotycznie pakowałem się do wyjazdu.
Na szczęście do Düsseldorfu dojechałem autem szybko i sprawnie udało mi się znaleźć parking około 1 km od startu.
Miałem jakieś 30 minut do startu. Piotr mi dzwonił, że jest przy rozdawaniu numerów, ale zanim tam dotarłem już go tam nie było.
Znalezienie siebie na listach i pobranie numeru zabrało nieco czasu, a tu jeszcze kiedy byłem gotowy pojawił się Wiesiu. Pomogłem mu znaleźć się na liście i pobrać numer. Nasze siatki startowe zawiozłem jeszcze do auta na parking. Było jakieś 5 - 7 minut jak udaliśmy się do naszego  sektora "B" na start. Nasi trzej koledzy stali już w tym drugim sektorze startowym w jego pierwszej linii. Musieliśmy stanąć na końcu sektora liczącego paruset kolarzy o długości około może 200 metrów.
W pierwszym momencie wydało mi się to nawet niezłym rozwiązaniem, by gonić swoich kolegów i potem mieć dzięki czasowi chwytanemu przez chipy na naszych nogach lepszy czas na mecie. Tak było w wyścigu "Rund um Köln" w tym roku, kiedy to Lechu będący na starcie z tyłu sektora dogonił mnie po 50-tym kilometrze i na mecie mimo wspólnego jej przekroczenia miał o całe 44 sekundy lepszy czas.
Race am Rhein - meine letzte Radrennen des Jahres
Race am Rhein - meine letzte Radrennen des Jahres © Tigris
Race am Rhein - meine letzte Radrennen des Jahres
Race am Rhein - meine letzte Radrennen des Jahres © Tigris

Tym razem ja byłem na końcu sektora B i linię startu przekroczyłem około 50 sekund po kolegach z pierwszej jego linii. Zacząłem więc ostro wyprzedzać zawodników przedemną. Po około 6 km byłem z przodu, ale sektor rozerwał się już w międzyczasie i jego "czub" musiałbym sam gonić. W Erkrath byłem zrezygnowany, bo nie widziałem "woli walki" wokół siebie. Jechałem tempem RTF-owców, dopóki na początku doliny Neandertalu nie doszedł nas "czub" sektora "C". Siadłem im "na koło" i zaczęła się inna jazda. Pod wzniesienie w Metmann utrzymałem się w tej szpicy, choć parunastu kolarzy nam uciekło. Dojeżdzając do Düsseldorfu zauważyłem, że w oddali widać duży peleton, najprawdopodobniej czoła sektora "B". W Düsseldorfie był przejazd lini start/mety i dalej na drugie okrążenie. Moi koledzy byli w peletonie w zasięgu wzroku, jak w kilkunastoosobowej szpicy, której się kurczowo trzymałem - tuż przed podjazdem pod pierwszą górską premię TdF naraz się nieco zamęciło i jak w reakcji łańcuszkowej - jeden odbił bardziej w prawo, drugi mocniej, trzeci o niego zachaczył (powąchał koła) i odbił zdecydowanie w prawo przychamowując przy tym i zachaczając tyłem moje przednie koło. Nie miałem już możliwości manewru i poleciałem przy prędkości dobrze ponad 40 km/h na lewy bok. Uderzyłem całym ciałem o asfalt chowając lewą rękę do ciała. Pozbierałem się szybko i na pytanie porządkowego, który zabezpieczał skrzyżowanie, czy wszystko w porządku - odpowiedziałem, że jeszcze nie wiem. Otarcie i zakrwawienie lewego kolana i lewej dłoni, to jeszcze nie tragedia. Łańcucha, który spadł z trybu nie potrafiłem jednak nałożyć. Pomógł mi to zrobić porządkowy. Chyba już wtedy nie potrafiłem wyprostować lewej ręki. Jednak koła się obracały, ja wyglądałem cały, więc wsiadłem po chwili na rower i próbowałem jechać dalej. Nic mnie specjalnie nie bolało. Wyglądało jedynie na otarcia i potłuczenia. Złapałem któryś z kolejnych peletonów, a było na trasie przecierz około 1,5 tysiąca zawodniklów i walczyłem dalej. Na dogonienie kolegów straciłem już jednak nadzieję. Lewy łokieć zaczął też stopniowo dawać się we znaki. Dojeżdzając do Düsseldorfu postanowiłem "pociągnąć" z przodu mój peleton, by przynajmniej dobrze wypaść na zdjęciach fotografów licznie znajdujących się przed metą. Jako pierwszy wjechałem w słabo oświetlony parusetmetrowy tunel przed metą, co było czystym horrorem uwzględniając, że miałem przeciwsłoneczne okulary. Kłopoty miałem z wyjazdem z tunelu, który był krótko, ale mocno pod górę, a ja trzymałem kierownicę praktycznie jedną ręką. Wyprzedził mnie lekko jeden zawodnik, a zawodniczka zrównała się ze mną. Wtedy dopiero zauważyłem, że zgubiliśmy w trójkę peleton i sami wyjeżdzamy z tunelu. Kolega i koleżanka rzucili hasło, żebyśmy razem przejechali linię mety, co spowodowało nasze zwolnienie na ostatnich paruset metrach, że w końcu na linii mety peleton już nas znowu prawie doszedł.



-
Race am Rhein  - meine letzte Radrennen des Jahres
Race am Rhein - meine letzte Radrennen des Jahres © Tigris

Po przekroczeniu linii mety trzeba było przejść aleję ze straganami oferującymi (bezpłatnie oczywiście) napoje, słodycze, odżywki, energy drinki i co tylko, by przy jej końcu oddać chipy. Trudno się było przez ten tłok przepchać. Trudno było też znaleźć kogoś znajomego, szczególnie moich kolegów. Po przejściu tej zatłoczonej aleji chciałem napisać kolegom na WhatsAppie, że jestem, ale bez okularów nie byłem w stanie. Zrobiłem zatem fotkę mojej zakrwawionej dłoni na zakrwawionej kierownicy, by koledzy się odezwali. Odezwał się jedynie Ivan, który nie brał udziału w imprezie - pisząc, że miałem świetną przeciętną.
Rzeczywiście teraz zauważyłem, że na 52 kilometrze licznik stanął, bo przy upadku czujnik się odsunął i licznik wskazywał do tego momentu przeciętną 38,8 km/h. Moich ran nie zauważył. Czułem się strasznie samotnie w tym kolarskim tłumie. Szukałem kolegów i służby sanitarnej. Trzeba było jednak przejść przez drogę linii mety. Przy okazji spotkałem żonę Wieśka, która pytała o niego. Przekraczając drogę dojazdu do mety zauważyłem też Wieśka wyjeżdzającego z tunelu i kończącego wyścig. Był prawie pół godziny po mnie. Peter i Lechu jak się potem okazało przyjechali około 8 minut przede mną, a Mariusz 12 minut.
Przy linii mety znalazłem namiot sanitarny, gdzie opatrzono mi rany. Lewa ręka wyglądała jedynie na mocno stłuczoną, zwłaszcza jeżeli o łokieć chodzi. W końcu spotkałem Lecha, który z rodzicami przechodził koło sanitarnego namiotu. Po krótkiej rozmowie i wyjaśnieniu zdarzeń rozjechaliśmy się do domu.
Pokiereszowany, z nieruchomą zgiętą ręką musiałem jeszcze jakoś sam dojechać autem do Wuppertalu.
.....
To nie jest żaden team .....



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa hateg
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]